„Czy usłyszałeś w telefonie takie słowa? Pytam, bo jesteś suicydologiem, a w ramach duszpasterstwa i strefy wsparcia Papageno Team1 pomagasz osobom w kryzysie samobójczym… Pierwszy kontakt z Papageno Team odbywa się za pomocą formularza kontaktowego. Przynajmniej raz w miesiącu pisze do nas kleryk, ksiądz albo siostra zakonna czy zakonnik. To nie jest marginalna grupa. Łamiąc tabu, powiedzmy jasno – również w tych osobach rezonuje cała paleta problemów związanych z kryzysem samobójczym. Dobrze, że się odzywają, bo to oznacza, że jeszcze walczą o siebie, że mają odwagę szukać pomocy. To jest bardzo istotne w kryzysie, w jakim z różnych względów się znaleźli.”[1]
Dziś coraz częściej i coraz śmielej poruszamy w społeczeństwie kwestie zdrowia psychicznego; dzieci, młodzieży, która wydaje się być w coraz większym kryzysie psychicznym, a gdy nagle odchodzi w niestarym przecież wieku osoba znana (jak Avicii w wieku 29 lat) , a kojarzona z uśmiechniętą twarzą na zdjęciach tabloidów, szukamy przyczyny, chcemy odpowiedzi na pytanie: Co się stało w życiu tego człowieka? Co się musi stać, by sięgnąć po rozwiązanie tak bardzo ostateczne? Czy i ja mogę znaleźć się pod taką ścianą? A moi bliscy? Na co zwrócić uwagę by zareagować?
Ja dziś zwracam uwagę na jeszcze jedną grupę, która również przeżywa kryzysy – na duchownych.
Gdy natknęłam się na artykuł na ten temat w listopadowym numerze dominikańskiego miesięcznika W drodze, w pierwszej refleksji pogratulowałam autorowi odwagi, by ten temat – tabu, nie oszukujmy się – poruszyć. Nigdy nie czytałam o kryzysach duchowych księży, bo zawsze przedstawiało się tę grupę niemal nieskazitelnie, jako tych, co zawsze trzymają rękę na pulsie. Tylko .. nie samej na swoim pulsie.
W artykule, który ma formę wywiadu z suicydologiem dr Jarosławem Magierskim, który w ramach duszpasterstwa i strefy wsparcia Papageno Team1 pomaga osobom w kryzysie samobójczym, pada pytanie: „Czy w przypadku księży symptomy kryzysu samobójczego są szczególne, specyficzne dla danej grupy społecznej?” na co on odpowiada obszernie:
„Nie doszukiwałbym się jakiejś specyfiki. Bardziej działają tu mechanizmy charakterystyczne dla płci. Mężczyzna ma być silny, ma trwać na posterunku, więc nie może sobie pozwolić na kryzys. Jeśli już się w nim znajdzie, to co robi? Zagryza zęby i udaje, że nic się nie dzieje. A wiadomo, że to jest złudne dla każdego – także dla księdza. Niemałe zamieszanie swoim świadectwem wywołał jakiś czas temu biskup Edward Dajczak. Świetnie pokazał, jak bardzo jesteśmy odrealnieni, myśląc, że księży czy biskupów kryzysy psychiczne – choćby depresja – nie dotyczą. Jak wielu duchownych pewnie tak sobie myśli: Skoro zostałem powołany przez Boga, to w sytuacji kryzysu On doda mi sił. Zamiast więc szukać pomocy u specjalisty, trzeba się jeszcze więcej modlić, jeszcze więcej czasu oddawać Panu Bogu, a On z tego kryzysu wyprowadzi, w końcu dla Boga nie ma nic niemożliwego. Warto w takiej sytuacji się zastanowić, jaki mamy obraz Kościoła, Boga i jak definiujemy doświadczenie Jego obecności w naszym życiu. Ja widzę to nieco inaczej. Jak najbardziej zakładam obecność zjawisk, które nazywamy cudami. Taka ingerencja Boga może się pojawić. Sam jednak zostałem wychowany w doświadczeniu wiary, w którym narzędziem Boga jest człowiek. Jeśli w momencie kryzysu proszę Stwórcę o siły w jego przeżywaniu, to cały czas mam z tyłu głowy, że tym działaniem Boga może być człowiek, który zostanie postawiony na mojej drodze. To on będzie dla mnie Bożym kołem ratunkowym. Chyba warto tu zaproponować lekturę książki „Uleczyć Boga w sobie”. Pogłębia ona ten wątek.”
Zatem odnosi się on nie jako do grupy społecznej narażonej > szczególnie < z racji wykonywanego zawodu, ale w pierwszej szczególności do specyfiki płci, jak i osobistych przekonań na swój temat – na temat >wymagań< swojej duchowości, które mogą być subiektywnie bardzo wyśrubowane.
Nie bez znaczenia może być kilka innych czynników, jak:
– specyficzny styl życia – brak partnerki życiowej, a co za tym idzie pewnego balansu, odskoczni, który może dać rodzina. Być może poczucie osamotnienia jako na przykład jedyny duchowny w parafii, z mnóstwem powinności, obowiązków, a przede wszystkim oczekiwań parafian. Brak osoby (mentora, przyjaciela) na podobnym > poziomie duchowym < . Wierzę jednak, że wielu duchownych od czasu do czasu spędza czas w swoim gronie, niekoniecznie tylko na rekolekcjach, ale w zupełnie luźny sposób.
– presja duchowa, którą mogę sobie tylko wyobrazić. Mimo, że jestem tylko lektorką języków obcych, a nie duchownym, to ode mnie zależy nadawanie tempa na zajęciach, bycie w ciągłej gotowości, bycie wrażliwą na potrzeby każdego z kursantów, ciągłe dostosowywanie tonu głosu i środków do tych potrzeb i nieujawnianie choćby cienia zmęczenia, czy podenerwowania, mogę poniekąd współodczuwać, w niewielkiej cząstce z duchownymi, na których ciąży presja z racji stanowiska. Nie tylko zawodu, ale stanowiska właśnie – jest to stanowisko – z założenia – wysokiego zaufania społecznego, które jednak kontrastuje z totalnym brakiem zaufania w dzisiejszych czasach. Stanowisko na świeczniku, gdzie każde słowo powinno być dobrze przemyślane, gdzie duchowny styka się z wieloma często nietypowymi postawami ludzi i oczekuje się od niego właściwej reakcji. No i zmęczenie. Gdy byłam na kręgu biblijnym, który organizował ksiądz, był on akurat po mszy. Zauważyłam zmęczenie u duchownego, na pewno wolałby iść do siebie i w ciszy odetchnąć, ale dzielnie prowadził grupę. Ponieważ często tak mam podczas zajęć wieczornych, jest we mnie całkowite zrozumienie.
Duchowny musi być jak stewardessa; zawsze nieskazitelnie ubrana i uczesana, z uśmiechem na ustach, oraz życzliwością i gotowością pomocy w każdej chwili podczas całego lotu – a gdy samolot wpada w tarapaty, od niej oczekuje się zachowania zimnej krwi i wsparcia wszystkich wokół.
Z tą różnicą, że jej rola stewardessy dobiega końca; może po pracy zdjąć uniform, wtopić się w tłum ludzi i narzekać na zbyt głośne dzieci sąsiada. A księdzu nie wypada.
Być może stąd właśnie wpadanie w różnego rodzaju uzależnienia – czyli robienie czegoś, co pozwoli wyhamować, albo przeciwnie: nabrać prędkości, lub pobyć w innym świecie, być kimś innym .
A jeśli pojawią się wyrzuty sumienia z tego powodu, będą się one przeciągać, bo w pewnym momencie okazuje się, że duchowny prowadzi właściwie podwójne życie? Poczucie, że „cofnęło się” w rozwoju duchowym, lub – co gorsza – że utraciło się łaskę Bożą (nie, to się nigdy nie zdarzy, jeśli człowiek tylko szczerze przyjdzie do Boga!) niestety może dojść do najgorszego.
Dawanie siebie bez reszty
Ten temat poruszył też ksiądz Grzywocz. Zacytuję:
Nieżyjący już ksiądz Krzysztof Grzywocz także w kontekście księży mówił o tak zwanej miłości charytatywnej, polegającej na tym, że ksiądz cały czas daje z siebie, daje siebie innym, bez odpoczynku, bez patrzenia na własne potrzeby. A kiedy w końcu przychodzi moment wypalenia, zmęczenia i gorszego czasu, to nagle się okazuje, że tak jest wyczerpany dawaniem tej miłości, że już nie znajduje sił na to, by zatroszczyć się o siebie. I wtedy otwierają się najbardziej toksyczne furtki, czyli różnego rodzaju stymulanty, środki psychoaktywne, zachowania ryzykowne, nadużycia. I wszystko zaczyna się tak naprawdę toczyć po równi pochyłej.[2]
Dalej padło hasło ze świata psychologii – konternerowanie. Dalej:
„Mówiąc kolokwialnie, ksiądz jest takim śmietnikiem, do którego wpadają ludzkie brudy. Czasem trudno to wszystko udźwignąć.”
Całkiem intuicyjnie nazwałam lata temu to zjawisko, użyłam co prawda nazwy „kosz” rozmawiając z fryzjerką. Podzieliła się ze mną pewnym trudem związanym z natłokiem myśli, a co za tym idzie jakimś ciążącym przygnębieniem, które jej nie opuszczało, a towarzyszyło jej każdego dnia. Zauważyłam wtedy, że: Nic dziwnego, skoro ludzie wpadają tu do pani jak na kozetkę, zostawiając tu wszystkie swoje brudy.
Doszło to do niej w jednej chwili, nie uświadamiała sobie do tej pory, jak obciążający psychicznie zawód wykonuje! Ja sama podczas czekania u niej nasłuchałam się o zdradach, rozwodach, komornikach, napaściach, rodzinnych konfliktach i utraconej pracy – a ona ma tak codziennie przez 8-12 godzin pracy!
Niech ksiądz nie wydziwia!
Dalej w wywiadzie czytam o niezrozumieniu, z którym spotykają się duchowni ze strony przełożonych. Cytat:
„Świetnie by było, gdyby przełożeni umieli adekwatnie zareagować na sytuacje kryzysu. Niestety ciągle jeszcze różnie z tym bywa. Kiedy ksiądz prosi o urlop czy przeniesienie na inną placówkę, słyszy: „Niech ksiądz nie wydziwia, proszę się więcej modlić, oddać to Panu Jezusowi, a wszystko się ułoży”. Kościół katolicki, szczególnie w Polsce, czeka przemodelowanie funkcjonowania w aspekcie kapłaństwa hierarchicznego. Proszę mnie dobrze zrozumieć. Nie chodzi o wyrzucenie tego modelu do kosza. Istotne jest, żeby go w większym stopniu wypełnić ideą wewnętrznego synodalnego partnerstwa, które zakłada między innymi superwizje i wrażliwą troskę o siebie nawzajem bez nieustannego centralizowania roli przełożonego, który postrzega siebie jako boskiego dyrektora wszechświata.”
Jared Wilson, Andrew Stoecklein, Darrin Patrick, Ed Montgomery, Isaac Hunter, Walter H. Solis…
To protestanccy duchowni, którzy odebrali sobie życie. Zatem nie tylko katoliccy duchowni – depresja, ukryte choroby psychiczne, kryzysy życiowe mogą dotyczyć absolutnie każdego.
Suicydolog do duchownego:
„Apeluję bardzo mocno, aby duchowni nie ulegali pokusie myślenia, że sami sobie poradzą, że jakoś to będzie, jakoś się przemęczą. To jest najgorsza z możliwych opcji. Eklezjalnej wersji mobbingu warto się przeciwstawiać do skutku.”
„Odwagi, nie jesteś sam. Uwierz w to. I pozwól sobie pomóc.”
Wierzę, że rosnąca świadomość oraz miłość, która chce pomóc i jest wrażliwa na potrzeby człowieka, będzie zapewniać coraz solidniejszą, otwartą, „pomoc duszpasterską” dla duchownych, by nikt z nich nie musiał dźwigać cierpienia w samotności i by żaden z nich nie czuł, że jego jedynym wyjściem jest odebranie sobie życia, a wręcz przeciwnie – by żył pełnią swojego życia, a Kościół stawał się miejscem prawdziwego zrozumienia i troski – również dla tych, którzy na co dzień sami niosą pomoc innym.
Zachęcam do przeczytania całego artykułu „Nie jesteś sam” – można go nabyć pod tym linkiem: W drodze
Chcesz skomentować ten post? Chodź na Metę, o tutaj
Chcesz mnie wesprzeć dobrą kawą? Kliknij tutaj.
Z Bogiem!
[1] Miesiecznik W drodze 11/2024 (615) (Wydawnictwo Polskiej Prowincji Dominikanów W drodze Sp. z o.o.)
[2] Tamże