Jak nie stracić wiary w obecnych czasach?

Koronawirus spadł na nas – wszystkich bez wyjątku – jak grom z jasnego nieba.  Niektórych z nas już nie ma, a ci z nas, którzy jeszcze są, próbują żyć jak do tej pory. Wiele osób traci wiarę, wiele się chwieje, boi, smuci. Jeszcze dodać do tego sytuację polityczno – ekonomiczną w naszym kraju (Polska) , tę wymagającą porę roku, którą jest jesień i można się załamać.

Moja wiara przeżywa kryzys

Około dwa tygodnie temu, usłyszałam pytanie Boga, które brzmiało: Czy będziesz służyć ludziom moim wsparciem?
Oczywiście, zgodziłam się, nie wiedząc, co to dokładnie oznacza. Nie czekałam długo. Następnego dnia dostałam około 6 wiadomości od moich różnych znajomych i wszystkie były w tym samym tonie:
 Czuję się fatalnie / Przez to, co się dzieje moja wiara przeżywa kryzys / Chyba mam depresję / Boję się o przyszłość/ Czy Bóg widzi to, co się dzieje? I tak dalej.
Gdy modliłam się o to, co odpisać każdej z nich (zupełnie nie potrafię pocieszać ludzi!) dostałam od Boga słowo, by wszystkim tych osobom wysłać słowa z Malachiasza 3, 20

A dla was, czczących moje imię, wzejdzie słońce sprawiedliwości i uzdrowienie w jego skrzydłach. Wyjdziecie swobodnie i będziecie podskakiwać jak tuczone cielęta.

Gdy ja to przeczytałam, poczułam jak przez moje wnętrze przebija się niesamowita radość! Nie byłam w kryzysie, nie byłam załamana, ale te słowa rozradowały całe moje wnętrze! Z radością więc przesłałam je dalej. W ciągu następnych godzin dostałam feedbacki, które brzmiały mniej więcej tak:
Wow!! To jest właśnie do mnie!! / Jak to robisz, że czytasz w moich myślach?! / Właśnie teraz wołałam do Boga o jakieś pocieszenie! / Przecież to jest moja obietnica, którą Bóg dał mi jakiś czas temu!!


Ktoś inny podzielił się ze mną obawą, że może być sytuacja, w której będzie brakować żywności. Tego samego dnia, gdy spędzałam czas z Bogiem, modląc się również za moich znajomych, otworzyłam Biblię akurat na słowach, że „Bóg sprawi, że nigdy nie zabranie wam pokarmu”.

Tak działa Boże Słowo we właściwym czasie.

Dlaczego nie jestem załamana

Jestem człowiekiem jak każdy z Was. Podobnie jak chyba każdy człowiek, nie przystosowuje się do nowej, zaskakującej sytuacji automatycznie. Zmiany budzą obawy, wytrącają ze znanego, bezpiecznego rytmu. Tylko …. Ja nigdy tak na sto procent tego nie miałam. Dlatego sytuacja z covidem nie jest dla mnie wielkim zaskoczeniem i kiedy się pojawił, uświadomiłam sobie, że byłam do tego przygotowywana przez Boga przez ostatnie 15 lat. Jak? Licznymi doświadczeniami. Słowem. Miłością Boga i Jego obecnością w każdej chwili mojego życia. Snami. Ostrzeżeniami. I jeszcze raz zapewnieniami, że On ze mną  jest.  

15 lat temu

Gdy zdecydowałam się oddać całe moje życie Bogu, nastawiłam się na to, co spadnie na moją głowę w związku z  tym. Nastawiłam się na to, że wiele ludzi się ode mnie odsunie, że mój wieloletni związek prawdopodobnie się zakończy, że być może będę miała poważne problemy z pracą, że być może przyjdzie mi zginąć za wiarę, że w końcu nadejdzie zakończenie losów tego świata. Denominacja, w której byłam święcie wierzyła w to, że żyjemy niemal w „przededniu” ponownego powrotu Chrystusa – a idąc za słowami Biblii, będą się działy rzeczy przełomowe i straszne. I ja to wszystko zaakceptowałam, ba! Nawet na to czekałam!


Przez te 15 lat w moim życiu nastąpiło wiele zmian. Od 10 lat prowadzę dość ustabilizowane życie – mam regularny dach nad głową, wiem, o której godzinie zjem obiad, mam ciepło w domu i dużo miłości wokół siebie. I zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Powiedzmy, że jest mi w życiu dobrze. Nie mam powodów, żeby nadal czekać z radością na koniec świata. A jednak czekam z radością. Przez te 15 lat nie zapomniałam, że moim ostatecznym celem jest wrócić do Domu.

Zawsze miałam takie podejście, że przygotowywałam się na najgorsze, na największe trudności. Kiedy miałam zdawać ważny dla mnie egzamin, uczyłam się znacznie więcej niż trzeba było, licząc na mega trudności – efektem tego, gdy dostałam do ręki arkusz z egzaminu językowego, myślałam, że to jakiś żart! Że ktoś się pomylił – pytania wydawały mi się dziecinnie proste.

Kiedy zaczęłam być osobą wierzącą i powiedziano mi, że być może ktoś zabije mnie za wiarę – szybko to przetrawiłam, przyjęłam i spodziewałam się tego; w każdym razie, nie byłoby to dla mnie zaskoczeniem. Gdy odsuwały się ode mnie kolejne osoby – tego właśnie wcześniej się spodziewałam. Psychicznie nastawiłam się na trudności i jednocześnie wiedziałam, kto mi pomoże przez nie przejść. Tylko dlatego się nie załamałam i nie załamuję.  


Kto się boi apokalipsy?

Apokalipsa  to chyba najbardziej zatrważająca księga Biblii, choć jej tłumaczenie jest zupełnie niewinne – „odkryte / odkryłem”. Jedni w nie wierzą, inni wierzą i obawiają się tych wszystkich rzeczy, a jeszcze inni po prostu ufają Bogu. Należę do tych ostatnich. Wiem, że i te słowa są prawdą. Ale ja zmierzam do Domu Ojca – patrzę więc ponad to wszystko złe, co się dzieje. Mój duch to przetrwa, nawet jeśli ciało skończy wcześniej swoją wędrówkę. Mój duch stał się zsynchronizowany z duchem Bożym i moim jedynym celem jest bycie w tej relacji.
Z doświadczenia wiem, że apokalipsy boją się ci, którzy jeszcze nie znają Boga, nie poznali Jego charakteru i miłości. Dziś jest czas, by to zmienić i podjąć decyzję.

Co pomaga w kryzysie?

Patrzenie wstecz.  Wspominanie , co Bóg JUŻ dla nas zrobił, przez co JUŻ nas przeprowadził w życiu, jak bardzo JUŻ Mu na nas zależało. Jeśli On nam mówi „wytrwaj do końca” to znaczy, że On też jest wierny do końca! Nie opuści nas po drodze ZWŁASZCZA w kryzysie!

Ja mam zeszyt, w którym zapisuję swoje różne doświadczenia  z Bogiem – i wracam do nich! To mnie tylko utwierdza w tym, że mój Bóg jest żywy, że wie co się dzieje w każdej minucie mojego życia.

Dziś nie pytam „Boże, dlaczego?!!” tylko „Co chcesz mi przez (tę sytuację) powiedzieć?”, „Czego chcesz mnie (przez to) nauczyć?”.


Kiedy nie wiedziałam jak się modlić, jakich słów mam użyć, jak pokonać w sobie zniechęcenie, napięcie, usłyszałam UWIELBIAJ! – gdy zaczęłam to robić, miałam wrażenie, że właśnie zmieniam bieg historii! – przynajmniej ….swojego ducha! Uwielbianie na przekór wszystkiemu! Ma moc.


Nie ufam swoim emocjom. Tyle przeszłam już z Bogiem, że te 15 lat wydaje mi się podróżą, którą odbył Bilbo Bagins z krasnoludami.
 Idziemy dalej i razem (z Bogiem) pokonujemy te wszystkie potwory po drodze, by każdy dzień przybliżał nas do tego jedynego, wymarzonego spotkania, kiedy padniemy sobie w ramiona!

W tej sytuacji, która ma miejsce, nadal aktualnymi są słowa:

I będą znaki na słońcu, księżycu i na gwiazdach, a na ziemi lęk bezradnych narodów, gdy zahuczy morze i fale. Ludzie omdlewać będą z trwogi w oczekiwaniu tych rzeczy, które przyjdą na świat, bo moce niebios poruszą się. I wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłoku z mocą i wielką chwałą. A gdy się to zacznie dziać, wyprostujcie się i podnieście głowy swoje, gdyż zbliża się odkupienie wasze. (Łk 21 , 26-28 )


Pamiętajmy też, że my – ludzie wierzący – nie jesteśmy przygotowywani na zabawę, odpoczynek, na łatwe przejście przez życie – do tego nikogo nie trzeba przygotowywać – my po prostu jesteśmy naturalnie do tego zaprojektowani!
Ale na trudności nas trzeba przygotować. Na wykazanie się zaufaniem – trzeba nas przygotować. Na sprawdzian w czasie złym. To w trudnych sytuacjach wychodzi cały charakter człowieka. Jak powiedziała Szymborska – jeden z moich życiowych „hymnów”:

Tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono.

Kiedy były czasy, gdy siedzieliśmy bezpiecznie w swoich fotelach lub na krzesłach w kościele i czytaliśmy słowa apokalipsy, niczym dobrą powieść science fiction, to być może teraz weszliśmy w czas, kiedy trzeba skonfrontować się z tym, na ile Bogu zaufaliśmy przez te wszystkie lata odkąd twierdzimy, że z Nim „chodzimy”. Może teraz jest ten czas, by pozwolić Bogu nas wypalić do reszty.
Ilekroć słyszę piosenkę „Tak mnie skrusz, tak mnie złam” to zastanawiam się, czy każda osoba, która ją śpiewa rzeczywiście wie, o czym naprawdę śpiewa? Bo to innymi słowy:

Rezygnuję z siebie na rzecz Ciebie, godzę się na każdy rozmiar bólu, na każde rozstanie, stratę – zniosę wszystko bo wierzę, że prowadzisz mnie dobrą drogą na której końcu czeka mnie wieniec sprawiedliwości.

Tak mnie skrusz, tak mnie złam
tak mnie wypal Panie,
byś został tylko Ty, na zawsze Ty

(piosenka religijna)

Od kilku miesięcy ilekroć spędzam czas z Bogiem otwieram Biblię na dwóch zapewnieniach (są to przeróżne cytaty o tym samym przesłaniu):
1. Będą trudności,  będzie trudny czas i będzie się trzęsła ziemia w posadach.
2. Nigdy Cię nie opuszczę. Jestem z tobą w każdej chwili i będę z tobą.

Jeśli trzeba, wróć do  miejsca, w którym zacząłeś się bać – i uwierz, że Bóg trzyma Twoją rękę i prowadzi Cię (nawet w tej chwili gdy to czytasz) właściwą drogą. On też już marzy o celu – miejscu, w którym się spotkacie.

W chwilach złych

– spójrz wstecz i wspomnij te wszystkie trudne chwile, które przeszedłeś z Bogiem
– zacznij zapisywać słowa od Boga, sny, cytaty, które podsunął Ci duch święty
– absolutnie niezawodny sposób: ZACZNIJ UWIELBIAĆ!! Uwielbienie przełamuje każdy strach, rozprasza złą energię, która się w tobie nagromadziła, uwielbienie to działanie na opak tego, co głosi teraz świat! (strach, niepewność, kontrola)
– nie polegaj na swoich emocjach, tylko na swojej ścieżce z Bogiem i na Jego Słowie.
– szukaj ludzi, którzy mają słowa prorocze i Ci nimi usłużą.
– rób wszystko na opak: uwielbiaj i raduj się (Filipian 4:4:)!

Błogosławię Cię!

Rekomendowane artykuły

Dodaj komentarz