Też czujesz, że rozczarowujesz Boga?

Wiecie, wiele osób wzbrania się przed przyjściem do Boga, bo – mimo, że wcale sobie tego nie uświadamiają – czują, że Bóg i tak będzie nimi zawiedziony. Że nie są wystarczający jak na Jego wyśrubowane standardy.  Ta postawa kryje się w ignorancji, cynizmie, niechęci. I ja się wcale nie dziwię. Po prostu człowiek zanim coś rzeczywiście pozna, słyszał o tym, a następnie wyobraził to sobie. A to już tworzy dysonans poznawczy.

Ale co, kiedy przyjąłeś, przyjęłaś Chrystusa na swojego zbawiciela, opowiadasz o nim, „chodzisz z Nim” a co jakiś czas łapiesz się na tym, że czujesz, iż On jest Tobą zawiedziony?
Bo robisz niewystarczająco dużo? (oczywiście, zawsze porównujesz się z innymi)

Ten problem pojawia się co jakiś czas – nie tylko w moim życiu, ale i chrześcijan, z którymi szczerze rozmawiam. Ty też przyznaj się sam (a) przed sobą, że czasem tak masz! – że uważasz, iż gdzieś się zatrzymałeś na tej Bożej drodze, w tym chrześcijaństwie, że wolisz obejrzeć serial niż studiować Biblię, a zaraz po tym na Twoim ramieniu pojawia się mały „duszek”  apostoła Pawła z jego wszystkimi tyradami odnośnie dyscypliny i prowadzenia kościoła (którym jest każdy z nas – w Chrystusie).  Od razu masz ochotę się wyprostować i …. zacząć COŚ zmieniać! Czujesz, że puściłeś lejce kontroli na chwilę i oto, co się podziało! Męczące, prawda?

Później przychodzisz do Boga i czujesz się tym na szarym końcu, tym gorszym, odstającym, tym, co wybrał  „szeroką drogę”. I nawet nie wiesz, jak się modlić, co powiedzieć. Czujesz smutek. I beznadzieję.


 I ja też tak kiedyś przyszłam i Bóg mi powiedział, w czym tkwił mój problem. Otóż…. we mnie.  a konkretniej:

Problem tkwił w tym, że w chwilach beznadziei jestem dla siebie najważniejsza. Skupiam całą uwagę na sobie. To siebie „rozkładam na czynniki pierwsze”, robię przed Bogiem autoanalizę i psychoterapię. Oczekuję pocieszającej kozetki.

Tymczasem

Nasz (mój i Twój) jedyny błąd polega na tym, że  skupiamy się na  SOBIE SAMYCH, a powinniśmy NA NIM. Zamiast przychodzić do Boga z miną malkontenta,  skup się na Nim! Całkowicie. Niech Ciebie tam w ogóle nie będzie. Musisz stać się mały, żeby On mógł być wielki – dla Ciebie.
Zostaw kontrolę za drzwiami swojej komórki, gdy jesteś z Nim. Skup się na Jego cudowności, łasce, pięknie, dobroci, nieskończoności, mądrości i wynoś te przymioty pod niebiosa – dosłownie! Ba! ZA niebiosa!

Odkąd On mi to objawił, uwolnił mnie z dużego ciężaru. Odtąd przełamuję siebie, wysyłam swoje ego do drugiego pokoju i Go uwielbiam!


Czy masz być w takim razie hipokrytą, który jedno robi, a drugie mówi? Nie. Dopóki żyjemy na tej ziemi, zmagamy się. Szukamy rozwiązań, sposobów na codzienność, na pracę, na odpoczynek – to jest jarzmo. Zostaw je RAZ u Jeshu, przecież wiesz, że On je poniósł.


Oddaj się uwielbieniu, niech cały wszechświat i wszystkie planety wiedzą, jaki ON jest. Może nie jesteś idealny, jeszcze nie doskonały, ale w Nim jesteś wystarczający.

A i koniecznie przeczytaj ten artykuł KLIK

Daj znać, jak to jest u Ciebie? Jak sobie radzisz z takimi emocjami, odczuciami? Możesz zostawić komentarz tutaj lub na Facebooku.

Błogosławię!

Rekomendowane artykuły