Serial chrześcijański? Mam wątpliwości

Jakiś czas temu wymieniłam 3 seriale, które według mnie, promują dobro – na które warto zwrócić uwagę, jeśli wartości chrześcijańskie nie są zbyt daleko od nas.
Wymieniłam pośród nich „Słodkie magnolie” KLIK  i po obejrzeniu drugiego sezonu sorry….muszę powrócić z krytyką.
Dlaczego?  Uwaga, będą spojlery!

Jak napomknęłam w mojej poprzedniej recenzji, trzy przyjaciółki regularnie spotykają się w domu jednej z nich przy margaricie.  Człowiek nie wielbłąd, pić musi – brzmi sarkastyczne powiedzonko i tak, ja wiem, że Jezus i apostołowie też pili wino (de facto był to wówczas słaby napój) ale ta margarita towarzyszy dziewczynom absolutnie za każdym razem i w dość dużych ilościach – pojemność amerykańskich kieliszków jak i dzbanka na ów napój jest naprawdę imponująca i nie wiem, czy z takiego spotkania można wyjść zupełnie  trzeźwym – mam nadzieję, że wszystkie koleżanki mieszkają względnie blisko siebie i przemieszczają się na takie spotkania pieszo.

Z alkoholem sytuację nieco „ratuje” w pewnym momencie postać Helen, gdy przerzuca się na mrożoną herbatę. Ale dlaczego? Bo jest w ciąży, z byłym chłopakiem, który nawet nie wie o tym fakcie. I mimo, iż ciążę traci, nie dochodzi do żadnych chrześcijańskich wniosków, tylko bez mrugnięcia okiem decyduje się nagle  na zapłodnienie in vitro!

Jeśli już o dzieciach mowa, gest wyciągnięcia ręki przez Maddie w stronę Noreen, która właśnie rodzi dziecko męża Maddie, oraz cały proces wybaczenia jest naprawdę godny pochwały, jest czymś dobrym… jednocześnie poznajemy przyjaciela Maddie, który informuje ją, że prawdopodobnie niebawem uda im się zaadoptować dziecko; jemu i …jego chłopakowi/partnerowi  – na co Maddie reaguje aż przesadnie entuzjastycznie. Sama nie wiem, jak zachowałabym się, gdyby bliska mi homoseksualna osoba podzieliła się ze mną radością z adopcji ze swoim partnerem/partnerką – a przepraszam, wiem, gdyż znajoma lesbijka w luźnej rozmowie na komunikatorze napisała mi o tym. Nie odpisałam nic. Nie wiem, czy to było wtedy dobre rozwiązanie, ale pamiętam, iż uznałam, że to najwięcej na co mnie stać w tej sytuacji.

Jak się dowiadujemy, kolejna z bohaterek Dana Sue jest rozwiedziona, ma też młodszego adoratora, z którym flirtuje bez skrępowania – ale ja nie o tym. W pewnym momencie jej były mąż postanawia wrócić do niej, zaczyna zatem zabiegać o jej względy na nowo, a Dana Sue, jak nastolatka, nie wie, na co się zdecydować; tu uprawia spontaniczny seks ze swoim byłym, tu umawia się z nowym chłopakiem.

I ogólnie nie byłoby całego tematu gdyż wiemy, jak działa świat. Zwłaszcza niczego górnolotnego nie spodziewam się po Netflixie, ale w tym serialu słyszę co krok hasła takie jak „Chwała Panu!”, „Bóg to załatwi!”, „Amen!”  gdy stukają kolejne kieliszki margarity a nasze bohaterki kompletnie nie wyciągają żadnych chrześcijańskich wniosków – przez 2 sezony jeszcze nie doszło do nich, że sprzedają nam – widzom  swoją hipokryzję. No, chyba, że serial miał  być prześmiewczy jak w przypadku „Greenleafów” (mam wrażenie że Oprah Winfrey pragnęła obnażyć to, co stoi za tymi wszystkimi Alleluja!  Chwała Panu! I tak dalej) a z alkoholem…. wiadomo, że duże firmy „wpychają” swoje produkty w popularne seriale, by nakręcić nas na kupowanie, dlatego też w wielu serialach wszystkie przyjaciółki spotykają się przy alkoholu (zauważyliście?) ale uważam, że jeśli już padają tak wielkie deklaracje wśród bohaterek, jeśli producenci poszli już tak daleko – a przecież przedstawianie wiary w popkulturze nie jest proste – to powinni unikać tak poważnych ustępstw i umów z Netflixem. To kolejny dowód na to, że nie da się dać Panu Bogu świeczki, a diabłu ogarka.

Słodkie magnolie po drugim sezonie straciły swój urok, są dla mnie częścią tego świata i na chwilę obecną wolę włączyć „nie-chrześcijański” serial, bo jest dla mnie znacznie prawdziwszy, niż pseudo-chrześcijańska wersja „Seksu w wielkim mieście”. Słodkie magnolie pozostawiły u mnie gorzki niesmak.

Co sądzicie? Podzielcie się swoimi przemyśleniami TUTAJ

Pozdrowienia dla Was!


Rekomendowane artykuły